Cytat Zamieszczone przez sir Bazyl Zobacz posta
Może ktoś z Was zaznajomił się z treścią pierwszej bądź drugiej i mógłby coś dodać dla zachęty lub odwrotnie?
S. Kryciński, Gdzie dzwonnica głucha otulona w chmury. Ani dla zachęty, ani odwrotnie.

Recenzja to nie będzie ale taka luźna gadka. Nie mylić z luźnymi gatkami

Książka obejmuje teren dawnych wsi Berehy Górne, Caryńskie, Chmiel, Dwernik, Hulskie, Jaworzec, Kalnica, Krywe, Łuh, Rajskie, Smerek, Strubowiska, Studenne, Tworylne, Wetlina, Zatwarnica, Zawój.
Jeszcze całej nie przeczytałem, ale spodobała mi się. Może dlatego, że autor o mnie w niej pisze? Może nie tak dosłownie, ale widzę siebie w opisywanych miejscach i sytuacjach. W roku 1974 też wędrowałem pieszo po Bieszczadach z brezentowym plecakiem i szmacianym śpiworem i w olejoodpornych butach. Takich, co to miały być odporne na wszystko i przeznaczone były dla pracowników stacji paliw CPN. Bo innych stacji wtedy nie było. Może i na wszystko były one odporne, ale na wodę jakoś nie Nie mieliśmy – jak autor – 15-kilogramowych namiotów, toteż noclegi kojarzą się z zapachem siana w stodołach. Autora wtedy nie spotkałem ale zdarzyło się to kilka razy później. Z podobnym sentymentem czytam o rozstawianiu studenckich baz namiotowych, bo i sam takie rozkładałem czy o poszukiwaniu bochenka chleba w okolicznych sklepach, bo i sam szukałem.
Oprócz wspomnieniowego „bajania”, jest w książce sporo informacji historycznych, geograficznych, etnograficznych, przyrodniczych oraz wiele archiwalnych fotografii. Większość z tych informacji można znaleźć także w innych źródłach, ale są też takie fotografie, których jeszcze nie widziałem oraz informacje, których nie czytałem. W przeciwieństwie do wydanych w latach 90. ub. wieku „Gmina Cisna” i „Gmina Lutowiska”, tutaj przeważa styl gawędziarski. „Gminy” były raczej do studiowania, ta książka jest do łatwego czytania. Myślę, że wydawnictwa wydają takie książki, jakie potencjalne będą kupione przez czytelnika.

Nie będę odpowiadał cytowanej recenzentce w miejscu, gdzie ona pisała, jeśli chce, niech poczyta tutaj.
".... autor musi co roku przesiadywać pod cerkwią w Łopience i samodzielnie upłynniać towar". W mojej ocenie Stasinek jest bardzo dobrym akcentem łopienkowego folkloru, podobnie jak ksiądz Bartnik w polowym konfesjonale, Krycha w kowbojskim kapeluszu, rzeźbiarz Tadeusz Pindyk z Dynowa lub dziwne typy na koniach.
Tytuł książki jest cytatem z wiersza Agaty Rymarowicz, która - delikatnie mówiąc - nie jest już od kilkudziesięciu lat nastolatką i nie przyjechała w Bieszczady tylko z Bieszczadów wyjechała (pochodzi z Baligrodu).